Czy zauważyliście, ze czasami zupełnie nie możecie dogadać się z aparatem w sprawie światła? Światłomierz uparcie mówi, że naświetlone jest prawidłowo ale przecież widzicie, że jest za jasno/za ciemno. Cała sprawa jest w automatyce. Automaty lubią wszystko „średnio”. Średnio jasne, bez mocnych cieni, bez mocnych świateł. Tak je  skalibrowano by pokazywały „idealną” szarość Ale tak się niestety nie da. Korzystając z automatycznych pomiarów światła często będziemy rozczarowani. Nie o takie zdjęcie Wam chodziło. Automat poradzi sobie przy standardowej scenie oświetlonej od przodu lub lekko z boku. Ale pod światło? Albo białe ptaki na lodzie pod słońce?? Może być trudno.

W Nikonie mamy różne tryby pomiaru światła:

Pierwszy – centralnie ważony czyli światłomierz mierzy jasność całej sceny. Brzmi fajnie, prawda? Nieprawda. Najważniejszy dla niego jest idealny środek kadru, a to co jest po bokach jest zdecydowanie mniej istotne. Czyli środek kosztem reszty. Sprawdza się jedynie przy kadrach centralnych, równomiernie oświetlonych zza pleców fotografującego.

Drugi – matrycowy. Podobno mierzy jasność sceny z całego obszaru ujęcia dzieląc ją na mnóstwo segmentów (w niektórych aparatach ponad tysiąc) i na podstawie algorytmów wprowadzonych do procesora obrazu ustala ekspozycję. Niestety często się myli zwłaszcza przy skomplikowanym oświetleniu – np. pod światło. Mury na tle zachodzącego słońca bywają smoliście ciemne jeżeli zaufać automatowi.

Ja osobiście najczęściej używam pomiaru punktowego (trzeci obrazek). Ten konkretny jeden punkt ma być porządnie naświetlony i tyle. Ewentualnie dokonuję korekty ekspozycji.

W razie problemów z ekspozycją – spróbujcie zmienić sposób pomiaru światła.

Dlaczego o tym piszę? Zaczął się okres porannych mgieł. To dopiero problem dla światłomierzy. Zawsze jest szaro buro ciężka zamiast lekka i zwiewna. Mgłę należy ZAWSZE prześwietlać a nie słuchać wskazań światłomierza. Pamiętajcie to tylko automat. Zajrzyjcie do instrukcji obsługi i do ustawień światłomierza. Próbujcie i testujcie.