W Transylwanii jest taka droga – DN7C, znana też jako Transfogaraska. Prowadzi przez Góry Fogaraskie, czyli najwyższe pasmo Karpat, i ma reputację jednej z najbardziej widowiskowych tras w Europie. A także jednej z tych, które przypominają ci, że życie jest kruche, a hamulce – bezcenne.

Początek jest spokojny. Asfalt, krajobraz, kilka zakrętów – jeszcze można uwierzyć, że będzie miło. Ale im wyżej, tym bardziej droga zamienia się w test wytrzymałości psychicznej. Zakręt za zakrętem, przepaście, brak barierek, a z naprzeciwka lokalny kierowca, który zna trasę lepiej niż własne mieszkanie.

W nagrodę – spektakularne widoki. I wodospady. Na przykład Balea Cascada. Podejście na górę? Dla ludzi bez lęku wysokości lub takich, którzy dobrze udają, że go nie mają. Ja nie udaję – miałam trzy momenty zawahania, z czego dwa na poziomie „płaczę i nie idę dalej”. Sprzęt fotograficzny urósł mi do rozmiarów lodówki, ale partner przejął plecak i statyw, żebym przynajmniej nie balansowała na krawędzi z dodatkowym obciążeniem.

A teraz najlepsze: niedźwiedzie. Gdy pierwszy raz czytałam opisy, myślałam, że to turystyczna legenda. Ot, dodatek do klimatu Drakuli. Tymczasem niedźwiedzie rzeczywiście tam są. I to nie gdzieś w tle. Po prostu siedzą na drodze. Jeśli utkniesz w korku, to prawdopodobnie któryś wyszedł i żebrze. Dosłownie. Czasem zamiast niedźwiedzi są dzikie osły – też potrafią zablokować ruch. Rumunia nie przestaje zaskakiwać.

Nie wysiadałam z samochodu, żeby robić zdjęcia. Przez szybę wystarczy. Niedźwiedzi było trzynaście – tak, liczyłam – w tym jedna samica z trójką młodych. Wrażenie robią. I to nie tylko z powodu rozmiaru.

Ale nawet bez nich – trasa jest niesamowita. Surowa, dzika, piękna. Idealna do zdjęć, jeśli tylko masz siłę trzymać aparat i nie trzęsie ci się ręka od adrenaliny.

Zresztą – zobaczcie sami.