…czyli jak Ryga robi imprezy lepiej niż pół Europy

Ryga – kto by pomyślał, że to właśnie tutaj przeżyję jedną z najlepszych imprez masowych w życiu? A jednak. Urodziny miasta w 2024 roku przebiły wszystko, co dotąd widziałam. Serio – jeśli kiedyś pomyślisz, że nic cię już nie zaskoczy, po prostu pojedź na Łotwę.

Jedną z głównych atrakcji był Ogród Ognia – instalacje artystyczna nad wodą, pełne płomieni, dziwnych metalowych konstrukcji, tańczącego ognia i… kompletnie zachwyconych ludzi. I teraz uwaga – żadnych barierek, żadnych patroli policyjnych, żadnych krzyczących przez megafony organizatorów. Były za to… chyba dwie gaśnice. Na wszelki wypadek. Bo przecież wiadomo, że jak już stawia się kilkadziesiąt ognistych rzeźb pośród tłumu, to dwie gaśnice wystarczą, prawda?

I wiesz co? Wystarczyły.

Nie było pijanych ludzi zataczających się po promenadzie, nie było wrzasków ani plastiku walającego się po ziemi. Nie było też alkoholu. Wyobraź sobie – impreza bez piwa, a ludzie nadal się świetnie bawią. Magia. Albo Łotwa.

Z punktu widzenia fotografki – absolutna uczta. Refleksy w wodzie, ciepłe światło ognia, sylwetki ludzi wpatrzonych w instalacje, jakby przenieśli się do innego świata. Serio, ciężko było wybrać, czy patrzeć przez obiektyw, czy po prostu chłonąć tę atmosferę.

Nie wiem, jak oni to robią – może mają inne przepisy, może po prostu więcej zaufania do ludzi. A może wiedzą, że nie każda impreza musi wyglądać jak koncert na stadionie, obstawiony jak obiekt wojskowy. Cokolwiek to jest – działa.

Wrócę. I zabiorę ze sobą więcej kart pamięci.