
Podróże samochodem? Dla mnie to po prostu okazja na polowanie z aparatem. Ostatnio jechaliśmy trasą przez Włochy i Austrię. Efekt? Włoskie krajobrazy wygrały w przedbiegach.
Włosi chyba rozumieją, że życie to nie tylko jazda, ale też podziwianie. Widoki? Bajka. Góry, doliny, kapliczki – wszystko podane jak na tacy. Wystarczy wyciągnąć aparat i klikać. Zero potrzeby przystanków, bo co chwila nowe światło i historia.
A teraz Austria. Ech, te ich ekrany dźwiękochłonne… Wygląda na to, że Austriacy wolą, byśmy podziwiali beton. Coś tam wyłapałam przez szczeliny, ale trzeba było się nieźle nagimnastykować. Szkoda, bo potencjał jest, tylko gdzieś go schowali.
Nasza rodzinna ekipa? Ja z aparatem na fotelu pasażera, mąż jako kapitan kierownicy, a „diler przekąsek” z tyłu rozdawał smakołyki i dbał o morale.
Podsumowując: Włochy? Pakujcie aparat, bo tam się dzieje magia. Austria? Cóż, może kiedyś pozwolą na więcej niż szarą ścianę. Póki co, trzeba mieć refleks i sporo cierpliwości.
Może kiedyś by pojechać tam docelowo a nie przelotem?