
Witaj w pokręconym świecie rybiego oka, gdzie budynki wyginają się jak w halucynacjach urbanisty na wakacjach u Dalego. Marzy ci się wieżowiec, który wygląda, jakby chciał zatańczyć twista? A może ciasna klatka schodowa, która wije się jak portal do innego wymiaru? Rybie oko to twój klucz do architektonicznego surrealizmu, gdzie linie proste to tylko żart, a perspektywa to wolna amerykanka.
Fotografia z obiektywem fisheye to jak próba ujarzmienia artystycznego tornada. Wciskasz się w wąską uliczkę, celujesz w górę, a budynki zaczynają wyginać się w łuki, jakby uciekały z kadru. Małe pomieszczenie? Nagle wygląda, jakby mogło pomieścić całą orkiestrę – rybie oko rozciąga przestrzeń jak magik z kapelusza. A schody? O, klatki schodowe to prawdziwe królestwo tego obiektywu. Nudne stopnie zamieniają się w zakręcone spirale, które wyglądają, jakby prowadziły prosto do krainy czarów. Surrealizm? Proszę bardzo, oto architektura na sterydach.
Kiedyś zarzucano mi, że profanuję świętość architektury, używając rybiego oka. Tak, serio! Są tacy puryści, którzy wierzą, że w fotografii architektonicznej linie proste muszą być proste, jakby budynek miał pozować do paszportu. Dla nich wygięty wieżowiec to zbrodnia przeciwko estetyce, a zakręcona klatka schodowa to wręcz zamach. No cóż, drodzy puryści, rybie oko śmieje się z waszych linijek i ekierki. Rybie oko robi swoje.
Uważaj, o wielki mistrzu kadru! Rybie oko to podstępny gremlin z polem widzenia 180 stopni! Twoje palce, które przypadkiem wsunęły się w kadr, bo „tylko poprawiałeś ostrość” teraz grają główną rolę. Twoje stopy, zapomniane w twórczym uniesieniu? Witaj, nowy bohater pierwszego planu! A statyw? Ten cwaniak zawsze znajdzie sposób, żeby wleźć w kadr i przypomnieć, kto tu naprawdę rządzi. I jeszcze jedno: kałuża na chodniku. Myślisz, że to świetny moment na artystyczne ujęcie? Cóż, rybie oko złapie w niej twoje odbicie, twojego aparatu i twojego statywu, który nagle dostaje parcia na szkło.
Na szczęście, z czasem nauczysz się panować nad tym chaosem. Tak, brzmi to jak obietnica z poradnika motywacyjnego, ale to prawda. Po kilku sesjach, kiedy przestaniesz kląć na własne palce albo własne odbicie w kałuży, zaczniesz widzieć porządek w tym szaleństwie. Nauczysz się, jak ustawić obiektyw, żeby te zakręcone schody wyglądały jak dzieło Gaudiego, a ciasne pomieszczenie jak sala balowa. Rybie oko stanie się twoim kumplem, który mówi: „Daj mi bałagan, a ja zrobię z niego sztukę”.
P.S. Uważaj na nadmiar – robienie wszystkich zdjęć rybim okiem to jak przyprawianie każdej potrawy chili. Na początku wydaje się super, ale w końcu wszyscy mają dość i zaczynają tęsknić za zwykłym, nudnym obiektywem. Dawkuj ten surrealizm, bo inaczej twoje portfolio zamieni się w cyrk na kółkach.